8. Bombaj.

Bhakti Charu Swami opowiada: Jednego dnia dowiedzieliśmy się, że Prabhupada wybiera się do Bombaju. Pomyślałem, że na pewno ja też tam pojadę, ale Bhavananda Maharadża powiedział mi, że mam zbyt wiele służby w Mayapur by ją zostawić. W tamtych dniach nie było wielu hinduskich bhaktów i ciężko byłoby komuś z zachodnich bhaktów przejąć moje obowiązki. Rozumiałem to i jednocześnie czułem się bardzo Bhavanandzie zobowiązany, gdyż to on umożliwił mi zbliżenie się do Śrila Prabhupady.

Jakiś dzień lub dwa przed wyjazdem Śrila Prabhupada zapytał mnie, czy jadę z nim. W pewnym sensie czekałem na takie pytanie (śmiech). Więc raczej niewinnym głosem powiedziałem Prabhupadzie, że Bhavananda Maharadża poprosił mnie żebym został w Mayapur. I że również powiedział mi, że służenie w rozłące jest lepsze niż służenie w bezpośrednim towarzystwie. Wtedy Prabhupada rzekł: "Tak, to prawda, ale myślę, że kiedy twój duchowy mistrz chce abyś z nim jechał, wtedy powinieneś pojechać." (śmiech) Właśnie na taką wypowiedź Śrila Prabhupady czekałem (śmiech). Poleciałem do Bhavanandy i powiedziałem mu, że Prabhupada chciał bym pojechał z nim do Bombaju. On powiedział: "No cóż, jeżeli Prabhupada tego chce, to musisz jechać." I wtedy jeszcze powiedziałem Bhavanandzie, że Prabhupada również powiedział mi, że Bhavananda ma również zapłacić za mój bilet." (śmiech). W taki właśnie sposób miałem możliwość bycia ze Śrila Prabhupadą. Chociaż do Ruchu przyszedłem stosunkowo późno, ale byłem wielkim szczęściarzem i byłem ze Śrila Prabhupadą praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę. No i pojechaliśmy do tego Bombaju.

W Bombaju na Cross Maidanie miał być trzydniowy program. Prabhupada liczył, że zatrzyma się w swojej nowej kwaterze, ale nowa świątynia z dwoma wieżami będącymi domami gościnnymi mieszczącymi nową kwaterę Prabhupada, była jeszcze nie ukończona. Samochód skierował się więc w stronę starej kwatery, lecz Prabhupada zaoponował i uparł się jechać do nowej kwatery. Później zrozumieliśmy dlaczego tak się uparł, bo była to jego ostatnia wizyta w Bombaju. Lokal był nie ukończony. Brakowało drzwi, nie działała winda itp. Wtedy Tamal Krishna Maharadża wpadł na świetny pomysł. Cross Maidan, gdzie miał być trzydniowy program, znajdował się po drugiej stronie miasta, godzina do półtorej godziny jazdy samochodem. Lepiej byłoby znaleźć lokum dla Śrila Prabhupada znacznie bliżej tego miejsca. Pierwszą osobą wziętą pod uwagę był Bhagilal Patel, bardzo zamożny człowiek, w pałacu którego Prabhupada czasami się zatrzymywał. Niestety, okazało się, że nie było go wtedy w Bombaju. Poczyniono więc starania by Prabhupada mógł zatrzymać się w domu pana Kartikeyi Mahadevii. Był to piękny, luksusowy dom przy plaży. Pan Mahadevia z rodziną zwolnili najpiękniejszy apartament dla Śrila Prabhupady z jego świtą i przenieśli się w inną część domu. Do tej świty należał Tamal Krishna Maharadża, Bhavananda Maharadża i ja. W ciągu tych trzech dni trwały jednocześnie przyspieszone prace nad ukończeniem nowej kwatery Prabhupada, które odbywały się dzień i noc.

Wieczorami Śrila Prabhupada dawał wykłady. Bardzo ciekawe było to, że mimo, że Prabhupada był wtedy chory i słaby, to kiedy siadał na vyasasanie przed tysiącami ludzi, w miarę jak mówił odżywał, zyskiwał siły, a jego ciało wyprostowywało się. Jego głos stawał się bardzo potężny. Można było wyraźnie zobaczyć, jak jego zewnętrzny stan zupełnie nie miał wpływu na jego świadomość Kryszny.

Któregoś wieczora, w sześcio- czy siedmiotysięcznym tłumie Śrila Prabhupada wypatrzył dżentelmena ubranego po arabsku. Prabhupada wysłał po niego dwóch sannyasinów, by go przyprowadzili do niego. Arab ten został posadzony na krześle tuż obok vyasasanu Śrila Prabhupady. Ponieważ ja wtedy wachlowałem Prabhupadę, miałem sposobność przysłuchiwać się ich konwersacji. Okazało się, że był to Szef Policji z Kuwejtu, który odbywał w Bombaju leczenie i właśnie wyszedł ze szpitala na przepustkę. Wybrał się na spacer do parku, a że zobaczył olbrzymi tłum ludzi, podszedł z ciekawości i tak stał w tłumie. Tam wypatrzył go Prabhupada. To był piękny widok. Wielki, duchowy lider z Indii, w otoczeniu swych wielu uczniów z różnych stron świata i w towarzystwie muzułmańskiego dżentelmena. ISKCON nie jest sekciarską grupą. ISKCON jest otwarty dla każdego, kto zechce przyjąć nauki Wed i zechce ustanowić swój związek z Najwyższą Osobą, z Bogiem. To był piękny gest Śrila Prabhupady, którym pokazał swoją wielkość.

Były też wydarzenia nieprzyjemne. Podczas pytań i odpowiedzi jeden człowiek z wyrzutem zapytał dlaczego wielbimy tylko Krysznę, a nie Ramę. Śrila Prabhupada odpowiedział, że wielbimy Najwyższą Osobę, Boga. Rama i Kryszna to ta sama osoba. Ten człowiek jednak nie był usatysfakcjonowany tą odpowiedzią. Wtedy Prabhupada powiedział, że intonujemy przecież Hare Rama, Hare Rama, Rama Rama, Hare Hare. Gdy ten człowiek czepiał się nadal, Prabhupada w końcu wybuchnął: "A czy ty w ogóle widzisz kogo wielbisz?!" Tłum podirytował się tym mężczyzną i siłą go wyprowadzono.

Po każdym takim programie Śrila Prabhupada wracał do domu Kartikeyi Mahadevii. Był wtedy wyczerpany, a ja masowałem jego lotosowe stopy. Któregoś razu podczas tego masowania stóp Prabhupada żartobliwie zapytał jak podobał mi się jego wykład. Powiedziałem: "O, wykład był wspaniały." Wtedy Prabhupada zapytał co było w nim takiego wspaniałego i musiałem przypominać sobie wszystkie szczegóły. Widziałem, że był zadowolny. Prabhupada był bardzo zadowolony gdy słuchaliśmy jego słów z uwagą.

Po trzech dniach programu na Cross Maidanie Prabhupada udał się do świątyni przy Juhu. W międzyczasie jego kwatera została już wykończona. Prabhupada miał darshan bóstw Radha Rasabihari, które stały w blaszanej szopie. Główna świątyni nie była jeszcze oddana do użytku, a cały teren był jednym wielkim placem budowy. Wjechaliśmy windą na piąte piętro i widzieliśmy jak Prabhupadę ucieszył widok ukończonych prac. Tamal Krishna Maharadża i ja też zatrzymaliśmy się w kwaterze Prabhupady, dołączając do jego sekretarza i służących. Przybył również Upendra Prabhu. I tak służyliśmy Śrila Prabhupadzie we trzech.

Śrila Prabhupada rzadko pojawiał się na dole. Cały czas spędzał w swojej kwaterze zajęty tłumaczeniem Śrimad-Bhagavatam. Czasami budził się już o 23.oo i siadał do tłumaczenia. To był piękny widok. Wszędzie zalegała cisza, czasami w oddali zaszczekał jakiś pies, a Prabhupada tłumaczył i nagrywał na dyktafon. Rano Prabhupada kładł się na trochę, po czym miał poranną toaletę. Ja szedłem kupić kilka gazet i o 7.oo czytałem Prabhupadzie na głos nagłówki z gazet. Jak go coś zaintersowało, to czytałem cały artykuł. W tym czasie Indie przechodziły przez polityczne zmiany, a Indira Ghandi nazywała ten czas stanem wyjątkowym. Śrila Prabhupada nie miał o niej dobrego zdania. Mówił, że pochodziła ze zdegradowanej rodziny wywodzącej się z Allahabad. A ponieważ Prabhupada spędził tam wiele lat, miał z tą rodzina kontakt. Nie podobał mu się fakt, że Indira Ghandi była przy władzy oraz, że w pewnym sensie prześladowała święte osoby żyjące we Vrindavan. Ja sam też byłem świadomy tego rodzaju prześladowań sadhu przez jej starszego syna, Sanjayę Ghandiego. Później zginął on w wypadku lotniczym. Jej następny syn, Rajiv Ghandi, który później został premierem, został zamordowany. Możecie zobaczyć, jak człowiek płaci za swoje poczynania. Karmiczne reakcje dopadają każdego. Kiedyś Śrila Prabhupada powiedział mi, że Nehru urodził się jako pies w Szwecji. Tak więc materialna natura zajmuje się czynami człowieka.

Po zapoznaniu się z prasy z bieżącymi wydarzeniami, Prabhupada jadł lekkie śniadanie, głównie owoce albo sok. Potem spotykał się z bhaktami i wypytywał o postęp prac. Któregoś dnia Prabhupada natknął się na artykuł w prasie dotyczący budowy świątyni, ale w całym artykule nie było ani słowa o nim. Bardzo go to zbulwersowało. Odpowiedzialnym za budowę tej świątyni był wtedy Surabhi Prabhu. Zdaje się, że to on udzielił prasie informacji i pominął osobę Śrila Prabhupady. Prabhupada wezwał go i bardzo ostro skarcił. Później dotarło do mnie, dlaczego Śrila Prabhupada tak bardzo zwracał uwagę, by umieszczać wszędzie jego osobę jako założyciela-acaryi. On wiedział, że aby utrzymać instytucję w całości, ustanowienie jego osoby jako założyciela-acaryi było absolutnie konieczne. Później Śrila Prabhupada ustanowił regułę, że gdziekolwiek używana jest nazwa ISKCON, czy to przy budowie świątyń, czy drukowaniu książek, musi być wymieniona jego osoba jako założyciela-acaryi. W ten sposób ISKCON nie jest różny od Śrila Prabhupady i ta identyfikacja jest bardzo ważna. W celu utrzymania instytucji w całości, potrzebna jest jej głowa, punkt centralny, jądro. I tym jest właśnie Śrila Prabhupada. I nawet dziś widzimy, że ISKCON jest razem, ponieważ zachował zjednoczoną tożsamość. Śrila Prabhupada jest założycielem-acaryą, a GBC jest wykonawcą jego woli, jego asystentem, jego sekretarzami dbającymi o instytucję w jego imieniu. GBC jest najwyższą władzą zarządzającą ISKCON-u.

Po moim codziennym odczytywaniu Śrila Prabhupadzie odpowiedzi na listy, Prabhupada miał masaż z użyciem oleju. Czasami masował go Upendra Prabhu, a czasami Bhavananda Maharadża. Po masażu Śrila Prabhupada brał prysznic i jadł obiad. W tamtych dniach gotowała dla niego Pallika, jedna z naszych sióstr duchowych. Czasami podpatrywałem jej gotowanie. Któregoś dnia kupiliśmy szybkowar, do którego załączona była mała książeczka kucharska. Zacząłem więc eksperymentować z gotowaniem i jednego dnia, do tego co ugotowała Pallika dołączyłem koftę z jackfruita (chlebowiec różnolistny) ugotowaną przez siebie i zaniosłem Śrila Prabhupadzie. Gdy taca wróciła od Prabhupady, Pallika skosztowała tę koftę i orzekła, że wyszła mi bardzo dobrze. Zacząłem gotować więc różne potrawy dla Śrila Prabhupady i było to naszą tajemnicą. Pallika oceniała moje potrawy dobrze.

Jakiś czas po obiedzie Śrila Prabhupada zwykł ucinać sobie drzemkę, która trwała do około 15.oo. Potem Prabhupada dyktował listy Tamal Krishna Maharadżowi, potem czasami spotykał się z różnymi osobami, a czasami ja czytałem Śrila Prabhupadzie Śrimad-Bhagavatam lub Caitanya Caritamritę. Wieczorami zwykle Prabhupada nie jadł. Koło 21.oo siadał do tłumaczenia. Któregoś dnia Prabhupada powiedział mi, żebym nie siedział tak obok niego i nie przyglądał mu się jak tłumaczy. Od tamtej pory siedziałem za drzwiami i wsłuchiwałem się w słowa jakie Prabhupada nagrywał na dyktafon.

W Bombaju służyłem Śrila Prabhupadzie praktycznie dzień i noc. Kiedykolwiek Prabhupada mnie potrzebował, dzwonił dzwonkiem i już byłem u niego. Po jakimś czasie takiej służby, czułem się trochę zardzewiały, brakowało mi ruchu. Któregoś dnia zapytałem Śrila Prabhupadę, czy mógłbym poćwiczyć jakieś asany (robiłem to jeszcze przez przyłączeniem do ISKCON-u). Ale Śrila Prabhupada nie pochwalił tego pomysłu i polecił mi raczej iść popływać w oceanie, gdyż był to rodzaj naturalnego masażu i taka kąpiel wzmagała też apetyt. Kiedykolwiek więc miałem okazję na to, to z niej korzystałem.

Któregoś razu Śrila Prabhupada dał mi dyktafon do mojego tłumaczenia Bhagavad-Gity na Bengali, gdyż powiedział, że tak jest dużo szybciej. Było to dla mnie bardzo trudne. Siedziałem przed Bhagavad-Gitą z dyktafonem w ręku i miałem pustkę w głowie. Pisanie było o wiele łatwiejsze, ponieważ łatwiej było zebrać myśli. Gdy powiedziałem o tym Prabhupadzie, odrzekł: "Trening czyni mistrzem." Więc kontynuowałem aż z czasem faktycznie stało się to łatwe. I oczywiście praca szła szybciej.

Śrila Prabhupada spotykał się z różnymi ludźmi, a nie każdy mógł się do niego dostać. Pewnego dnia do Prabhupady przyszedł wielki uczony by zaprezentować swą książkę w Sanskrycie. To była bardzo gruba książka. Śrila Prabhupada spojrzał na nią, ale jak widziałem, nie zrobiła ona na nim żadnego wrażenia: "Ile osób przeczyta tę książkę?", spytał Prabhupada. "No tak, w dzisiejszych czasach niewiele osób zna Sanskryt", odparł ten człowiek. Wtedy Prabhupada zapytał: "To jaki będzie z niej pożytek?" Ten wielki uczony, uznany przez koła rządowe i polityków, przy Prabhupadzie wyglądał jak głupiec. "Jaki jest pożytek z wiedzy, która nie przyniesie korzyści ludziom, nie rozwinie ich? Taki wysiłek można przyrównać do lampy przykrytej kubłem. Lampa się pali, ale światło nie wydostaje się na zewnątrz." Potem Prabhupada zacytował werset ze Śrimad-Bhagavatam (10.2.19) i powiedział, że esencją Wed jest oddanie dla Kryszny, zrozumienie Kryszny, zostanie Jego wielbicielem. Cała wiedza, powinna więc ogniskować się na tym punkcie.

Któregoś ranka Śrila Prabhupada powiedział mi, że chce się napić soku pomarańczowego. Rozejrzałem się wszędzie za pomarańczami, ale w żadnej z kuchni ich nie było. Musiałem więc polecieć na bazar, bo wtedy w pobliżu świątyni nie było jeszcze żadnych sklepów. Jak tylko wróciłem, zanim zacząłem wyciskać sok, nagle rozległ się dzwonek. Poleciałem do pokoju Śrila Prabhupady. "Co jest z moim sokiem pomarańczowym?", zapytał Prabhupada. Powiedziałem, że już przynoszę. Oczywiście sok musiałem dopiero wycisnąć. Znów rozległ się dzwonek i dzwonił bez przerwy. Wyobrażałem sobie jaki niezadowolony musiał być Śrila Prabhupada i byłem mocno niespokojny. Nalałem sok do srebrnego kubka, postawiłem na tacy i pobiegłem do niego. Gdy tylko otworzyłem drzwi, usłyszałem gromy z jasnego nieba nieustannie przewalające się ponad moją głową. Prabhupada był na mnie zły i kazał mi zabrać sok, bo już go nie chce. Ale mając w pamięci podobne wydarzenie z Mayapur, tym razem postanowiłem się nie poddać. Trzymając w ręku cały czas tacę z kubkiem, zbliżyłem się do Śrila Prabhupady i po prostu czekałem na to, co się wydarzy. Po dłuższej chwili Śrila Prabhupada wziął kubek i zaczął pić. Wtedy nagle przypomniałem sobie, że nie przyniosłem wody do przepłukania ust. Zwykle po piciu soku Prabhupada płukał usta. Poleciałem więc do kuchni i za chwilę byłem z powrotem z wodą. Gdy Prabhupada płukał usta, nagle uprzytomniłem sobie, że nie przyniosłem serwetki do wytarcia ust. Nie było już czasu lecieć do kuchni. Z szafy Prabhupady wyciągnąłem jakiś mały ręcznik i podałem mu. Wtedy Śrila Prabhupada się odezwał: "Widzisz, tak bardzo próbujesz mi dobrze służyć, a ja zawsze cię karcę. Na starość ludzie stają się wybuchowi, proszę nie przejmuj się tym." Kiedy Prabhupada strofował mnie nie czułem się źle, ale kiedy powiedział coś takiego, serce zaczęło mi pękać. Chciałem mu powiedzieć, żeby nie mówił w ten sposób, ale krtań miałem tak ściśniętą, że nie wydobyłem z siebie ani słowa. A Prabhupada mówił dalej w tym duchu. W końcu udało mi się powiedzieć: "Śrila Prabhupada, ja popełniam tyle błędów. Jeśli nie skorygujesz ich, to ze mną będzie?" Ja nie zaprotestowałbym nawet, gdyby Śrila Prabhupada zbił mnie kijem, ale on czuł się źle ilekroć musiał mnie zbesztać, był tak pokorny. Nie było potrzeby, aby światowej rangi acarya przepraszał ucznia za karcenie. A on taki był. Najwspanialsza i najtroskliwsza osoba jaką kiedykolwiek widziałem. Prabhupada był całkowicie unikalny i niezrównany. Nikt swoim charakterem nawet nie zbliżył się do niego w żadnym aspekcie. Wszystkie osobistości tego świata, które kiedyś uważałem za wielkie, zupełnie znikły z horyzontu mojego umysłu odkąd poznałem Śrila Prabhupadę.

Któregoś dnia Pallika zachorowała i nie mogła gotować dla Śrila Prabhupady. Wtedy inna jego uczennica została poproszona o gotowanie i Śrila Prabhupada wytłumaczył jej co i jak ma ugotować. Ale gdy zaniosłem mu później jedzenie, widziałem, że nie był w stanie tego jeść. A w tamtych dniach Prabhupada i tak jadał bardzo mało. Czułem się źle, że Prabhupada nie zjadł, więc następnego dnia zapytałem go, czy jedzenie nie było dobre. Śrila Prabhupada odpowiedział, że ona nie potrafi gotować, więc zapytałem, czy ja mogę spróbować jutro ugotować dla niego. Prabhupada się zgodził.

Następnego dnia podczas masażu Śrila Prabhupada mnie zawołał i powiedział co chce abym mu ugotował. Miałem iść kupić popularne w Indiach warzywo zwane parwal (w Bengali nazywane potal), które nie jest znane na Zachodzie. Jest to rodzaj podłużnej dyni z twardą skórą i jaśniejszymi paskami. Potem powiedział mi jak je obrać i pokroić i co miałem zrobić z ziemniakami. Potem miałem wsypać do garnka dużo turmeriku, aż Prabhupada powiedział, że było dosyć. Potem kazał mi odpowiednio pokroić czerwone, suszone chili. Sporo tego chili kazał wrzucić do garnka. Potem Prabhupada kazał mi przynieść puszkę oleju gorczycowego jaki przywieźliśmy z Kalkuty do jego masaży i miałem go wlewać do garnka. Prabhupada cały czas był masowany, a ja lałem olej. W pewnym momencie, kiedy wlałem już całkiem sporo tego leju, pomyślałem sobie, że może Śrila Prabhupada nie zorientował się ile tego oleju już wlałem. Odchyliłem więc puszkę i przestałem lać. Wtedy Śrila Prabhupada zapytał "Dlaczego przestałeś? Lej dalej." No więc lałem dalej. Potem miałem przykryć warzywa wodą, dodać trochę soli i postawić garnek na ogniu. Po wyparowaniu wody warzywa miały zacząć się przypalać na dnie wydając przy tym dźwięk czat, czat, czat i miał pojawić się biały dym. Wtedy należało zdjąć garnek z ognia by nieco potrawę przestudzić, a przed podaniem zeskrobać trochę przypalonych warzyw i wymieszać z całością. Ta potrawa nazywała się bati charchari. Więc tak zrobiłem i Prabhupadzie bardzo to smakowało. Smakowały mu też inne potrawy jakie zrobiłem. Odebrałem tacę z naczyniami i myłem ją w kuchni, a w tym czasie Upendra Prabhu pomagał Prabhupadzie położyć się na łóżku do wypoczynku. Potem Upendra przyszedł do kuchni i i zapytał mnie: "Hej, coś ty tam ugotował Śrila Prabhupadzie? Bardzo zachwalał twoją potrawę i polecił mi też spróbować." Więc nałożyłem Upendrze z wszystkiego co ugotowałem. Potem przyszedł Tamal Krishna Maharadża i też powiedział, że Prabhupada bardzo zachwalał moje gotowanie. Byłem wtedy w siódmym niebie, sam widziałem, że od dawna Prabhupada nie zjadł tak dużo.

Następnego dnia też zrobiłem bati charchari, ale Śrila Prabhupada nie miał zadowolonej miny. Spróbował tylko kilka kęsów i powiedział: "Nie masz żadnego standardu. Jednego dnia gotujesz dobrze i cię chwalę, a następnego dnia się opuszczasz." Czułem się zdewastowany. Trzeciego dnia jednak przyłożyłem więcej uwagi i znów Prabhupada był zadowolony. Ponieważ Tamal Krishna Maharadża i inni starsi bhaktowie, którzy mieli okazję kosztować maha-prasadam chwalili moje umiejętności kulinarne, Śrila Prabhupada zwykł nazywać mnie słynnym kucharzem. Od dłuższego już czasu dla Prabhupady gotowały uczennice, a do podróżowania z Prabhupadą potrzebny był kucharz płci męskiej, więc wszyscy zgodnie uznali, że kucharz taki własnie się znalazł w mojej osobie. A największe poparcie dla tego rozwiązania wyrażał Tamal Krishna Maharadzą, który przepadał za moimi potrawami.

Któregoś dnia siedziałem ze Śrila Prabhupadą na balkonie z widokiem na świątynię. Bóstwa nie były jeszcze zainstalowane, a cały teren był placem budowy. W pewnym momencie Prabhupada zaczął mówić: "Ci hinduscy biznesmeni, dostawcy materiałów budowlanych, oszukują zachodnich bhaktów na każdym kroku. Zachodni bhaktowie nie mają doświadczenia w Indiach, nie wiedzą jak postępować. Ufają Hindusom, a ci ich oszukują, bo są przekonani, że zachodni bhaktowie śpią na pieniądzach. Dlatego tak opornie idzie ta budowa. Przydałby się tutaj jakiś hinduski bhakta do nadzorowania tej budowy." Serce zaczęło walić mi jak młotem z obawy, że Śrila Prabhupada zechce mnie zostawić tutaj do tej służby i że nie będę już mógł z nim podróżować. Ale nic takiego nie nastąpiło. Śrila Prabhupada wyraził po prostu swoje rozczarowanie Indiami, skądinąd chwalebnym krajem. Po odrzuceniu kultury wedyjskiej Hindusi stracili wszystkie dobre cechy. Śrila Prabhupada powiedział, że ponieważ Indie porzuciły świadomość Kryszny, dlatego dopadło je ubóstwo. Odrzucili Narayana, więc Lakszmi przestała obdarzać Indie specjalnymi względami i ludzie mocno zbiednieli. W rzeczywistości Indie są bardzo bogatym krajem, są najbogatszym krajem na świecie, ale sami ludzie zbiednieli, bo odrzucili Krysznę. A gdy kogoś dotyka ubóstwo, traci wszystkie dobre cechy. Tracą dobre cechy właśnie dzięki ubóstwu. W ten sposób Śrila Prabhupada zapewnił, że gdy ktoś przyjmie świadomość Kryszny, podporządkuje się Krysznie, to Kryszna dostarczy mu wszystkiego co potrzeba. Lakszmidevi będzie dostarczała bogactwa swoimi czterema rękoma, tak że my nie będziemy w stanie go użyć naszymi dwoma rękoma. Potem Prabhupada powiedział: "Jestem najbogatszym człowiekiem na świecie, nawet z materialnego punktu widzenia. Tyle tysięcy osób mi się podporządkowało i pracuje dla mnie. Kto inny tak ma? Bogaci ludzie może mają po dziesięć, czy dwadzieścia domów, a ja mam ponad sto świątyń na świecie. Przyjmij Krysznę, a On dostarczy ci wszystko. Ale jeśli Go odrzucisz, wszystko stracisz."

Zdrowie Prabhupady ciągle nie było dobre i jadł on bardzo mało. Któregoś dnia powiedział, że jeśli da radę zjeść cztery chapati, to uzna, że jest już zdrowy. Ale niestety, nie był w stanie zjeść więcej niż jednego, a czasami nawet i jednego nie zjadł. A te chapati były niezwykle cienkie. Śrila Prabhupada był bardzo wybredny co do tego, który chapati jest dobrze zrobiony. On lubił chapati miękkie i całkowicie nadęte jak piłka futbolowa. Prawie w ogóle nie jadł ryżu, chociaż był dla niego gotowany.

Wtedy jednego dnia dwie ważne osoby przyszły zobaczyć jak się czuje Śrila Prabhupada. Był to emerytowany gubernator Madrasu Sriman Narayana i jego szwagier Ramakrishna Bajaj, prezes Bajaj Industries, wielkiej firmy produkującej motocykle, skutery itp. Zaproponowali, by Prabhupada udał się do Hrishikesh u podnóża Himalajów. Mówili, że może woda z Gangesu pomoże Śrila Prabhupadzie wrócić do zdrowia. Ponieważ byli bardzo zamożni i wpływowi, byli w stanie załatwić tam najpiękniejszy dom w okolicy do użytku Śrila Prabhupady. Prabhupadzie pomysł ten się spodobał, jako że jeszcze nie był wcześniej w Hrishikesh. Zostały więc poczynione przygotowania i Śrila Prabhupada w asyście Tamal Krishna Maharadża, Upendry Prabhu i mnie udał się samolotem do Delhi, a stamtąd samochodem do Hrishikesh. Tam już był Trivikrama Swami, Pramana Swami, Vira Prakasha Swami i kilku innych bhaktów których nie pamiętam, którzy przygotowali wszystko na przyjazd Śrila Prabhupady.