10. Sannyasa.

Bhakti Charu Swami opowiada: Gdy przeprawialiśmy się łodzią przez Ganges, cały czas intonowałem "Jaya Śrila Prabhupada, Jaya Śrila Prabhupada, Jaya Prabhupada", a Prabhupada patrzył na mnie i uśmiechał się. Gdy dotarliśmy do Delhi, tej nocy Śrila Prabhupada spał na łóżku wyniesionym na dach. Ja siedziałem w pobliżu i intonowałem. W pewnym momencie Prabhupada zawołał mnie i powiedział: "Musisz się położyć. Odpocznij." Położyłem się więc na podłodze koło łóżka Śrila Prabhupady i zasnąłem. 

Sam nie wiem jak się obudziłem. Może to Prabhupada zawołał mnie, on już był na nogach. Kazał mi iść się wykąpać. To było jakoś tuż po mangala-arati. Niedługo później wyruszyliśmy w kierunku Vrindavan. W międzyczasie Tamal Krishna Maharadża zadzwonił do Adikeśavy Maharadża, GBC Nowego Yorku w tym czasie i poinformował go o wszystkim. Piorunująca wiadomość, że Śrila Prabhupada udaje się do Vrindavan by opuścić ciało, obiegła świat lotem błyskawicy. Wydawało się, że Śrila Prabhupada spał dobrze tej nocy, gdyż wyglądał na wypoczętego. Prawdopodobnie to perspektywa znalezienia się we Vrindavan tak go ożywiła. Dla mnie miała to być pierwsza wizyta we Vrindavan. Miałem odwiedzić to najświętsze miejsce na całej planecie w towarzystwie czystego wielbiciela Pana, w towarzystwie Śrila Prabhupady.

Droga z Delhi do Vrindavan nie była w dobrym stanie. Była pełna wybojów i łatanych dziur. Widziałem, że ta jazda samochodem nie była dla Śrila Prabhupady komfortowa. Gdy dojechaliśmy do skrzyżowania Agra Road i Chattikara Road zobaczyliśmy jak jakiś bhakta wskoczył na motor, odpalił i śmignął przed nami. Tamal Krishna Maharadża poinformował Śrila Prabhupadę, że był to prezydent świątyni we Vrindavan, Gunarnava Prabhu. Czekał przy tym skrzyżowaniu na nasz przyjazd i pojechał wszystkich uprzedzić. W tamtych czasach nie mieliśmy jeszcze telefonów komórkowych i trzeba było radzić sobie inaczej.

Wjazd do Vrindavan przez Chattikara Road był niezwykle piękny! Cały czas miałem w głowie, że każde ziarenko kurzu tutaj jest spełniającym pragnienia kamieniem cintamani, wszystkie drzewa są drzewami pragnień, a niezliczone krowy pasące się po drodze są krowami Surabhi. Wyobrażałem sobie, że mając więcej szczęścia mógłbym zobaczyć nawet rozrywki Kryszny, które mają tam miejsce wiecznie, są nitya lila.

Kiedy dojechaliśmy do Kryszna-Balaram Mandir, zobaczyłem setki bhaktów czekających na drodze na Śrila Prabhupadę i intonujących. Kiedy Śrila Prabhupada dojechał, bhaktowie byli rozentuzjazmowani maksymalnie, można powiedzieć, że ogarnęło ich radosne szaleństwo. Śrila Prabhupada wysiadł z samochodu, a bhaktowie wypełniali całą atmosferę najbardziej wibrującymi rytmami i melodiami. Prabhupada wszedł najpierw do świątyni na darshan Śri Śri Gaura-Nitai, Krishna-Balaramy i Radha-Syamasundary, potem zaszedł do swojej kwatery, cały czas w towarzystwie tłumu wielbicieli i chłopców z Gurukuli pod przewodnictwem Yaśodanandany Maharadża. Chłopcy ci prowadzili kirtan. Następnie Śrila Prabhupada usiadł na vyasasanie, a wszyscy usiedli na wprost niego. Śrila Prabhupada zaczął mówić. Gdy powiedział, że przyjechał do Vrindavan by ouścić ciało, ekstaza wielbicieli w ułamku sekundy zamieniła się w agonię. Wielu zaczęło płakać i cała atmosfera stała się niezwykle ciężka. Śrila Prabhupada wyczuł to natychmiast i zaczął wyjaśniać werset z Bhagavad-Gity (2.13): dehino'smin yatha dehe, że to materialne życie jest tymczasowe. Ciało podlega zmianom, a dusza pozostaje niezmienną. Skoro zmiany jakich doświadcza ciało nie wpływają na duszę, to jest to dowodem, że po opuszczeniu ciała dusza istnieje dalej. A osoba, która osiągnęła wewnętrzny spokój, ten czysty wielbiciel nie jest oszołomiony takimi zmianami jak narodziny czy śmierć. Śrila Prabhupada powiedział, że przyjechał by udzielić nam lekcji. Nie powinniśmy być pod wpływem śmierci, lecz powinniśmy śmierć pokonać. Dlatego nie powinniśmy pogrążać się w bólu, niezależnie od tego jak droga nam może być umierająca osoba. Po tym jak Śrila Prabhupada przemówił w ten sposób, bhaktowie doznali pewnej ulgi.

Tamal Krishna Maharadża polecił mi załatwić jakiś pokój w którym moglibyśmy się razem zatrzymać. Gdy byłem w trakcie załatwiania, jeden bhakta poinformował mnie, że Śrila Prabhupada mnie wzywa. Poleciałem więc do jego pokoju i zobaczyłem, że Prabhupada wciąż siedział na vyasasanie. Powiedział do mnie, że nie mam już dalej gotować dla niego, ani mam nie zmuszać go, by cokolwiek zjadł: "Jaki jest sens jeść, jeśli nie ma apetytu?" Gdy Prabhupada mówił w ten sposób, przypomniał mi się natychmiast Pariksit Maharadża, który postanowił pościć wiedząc, że zostało mu już tylko siedem dni życia. Jasna i wyraźna instrukcja jaką dostałem spowodowała, że poczułem się bezradny. Nie wiedziałem co począć, więc pobiegłem do Tamal Krishna Maharadży. On też był przekonany, że wobec tak jasnego polecenia nie mogłem ani pójść do kuchni gotować, ani nie mogłem go nakłaniać do jedzenia.

Przez jakieś dwa, trzy dni Śrila Prabhupada nie jadł niczego. W międzyczasie z całego świata zjechało jeszcze więcej bhaktów, w tym wielu liderów. Odbyło się zebranie i na tym zebraniu wielbiciele doszli do wniosku, że nie mogą pozwolić by Śrila Prabhupada opuścił nas już teraz. Śrila Prabhupada jest czystym wielbicielem Kryszny i gdyby tylko zechciał jeszcze pozostać, Kryszna spełnił by jego pragnienie. Więc uradzono, że należy poprosić Prabhupadę by nie odchodził. Po tym zebraniu wszyscy gromadnie udali się do pokoju Śrila Prabhupady, a Kirtanananda Swami jako najstarszy został wybrany na rzecznika. Kirtanananda siedział czy klęczał obok łóżka Śrila Prabhupady. Zaczął mówić: "Jesteśmy jeszcze bardzo młodzi w świadomości Kryszny. Jesteśmy jak małe, kilkuletnie dzieci. Śrila Prabhupada, jeśli opuścisz nas teraz, to będziemy sierotami. Co się stanie z nami bez opieki naszego duchowego ojca?" - Kirtanananda Swami rozpłakał się. A Śrila Prabhupada położył mu rękę na plecach, poklepał go i powiedział: "W porządku. Jeśli właśnie tego chcecie, to zostanę." I wszyscy bhaktowie zerwali się w ekstazie krzycząc: "Jaya! Jaya Śrila Prabhupada!" To była najbardziej pamiętna chwila, kiedy nasza agonia w jednej chwili zamieniła się w wielką radość.

Śrila Prabhupada polecił nam, abyśmy modlili się do Kryszny: "Kryszno, jeśli taka jest Twoja wola, to niech Śrila Prabhupada pozostanie jeszcze z nami." I powiedział: "Dajcie mi coś do picia." Natychmiast poleciałem po kubek z sokiem z granatu, który miałem schowany przez te dni na wypadek, gdyby Śrila Prabhupada zmienił zdanie i chciał się napić. Co jakiś czas wymieniałem tylko sok na nowy i w ten sposób kubek soku cały czas był w pogotowiu. Gdy mu podałem ten sok, Śrila Prabhupada wydawał się być trochę zaskoczony, że przyniosłem sok tak szybko. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. I znów zacząłem gotować dla Śrila Prabhupady, a on znów zaczął jeść.

Dwa tygodnie po przyjeździe do Vrindavan Prabhupada miał dawać sannyasę. Dwa dni wcześniej było Nirjala Ekadasi, kiedy to po raz pierwszy w życiu przestrzegałem pełnego postu, nie pijąc nawet wody. A było to trudne, gdyż upał we Vrindavan był nieznośny. Pierwszym kandydatem do sannyasy był Premyogi, uczony eks-mayavadi sannyasin, który przyjął schronienie Śrila Prabhupady. Drugą osobą był pochodzący z Pendżabu Caitya Guru Prabhu. Od pewnej osoby dowiedziałem się, że Śrila Prabhupada rozważał również danie sannyasy i mnie. Gdy się to rozniosło, niektórzy bhaktowie byli bardzo temu przeciwni. Do tej grupy zaliczał się również Tamal Krishna Goswami. Uważali, że byłem w Ruchu zbyt krótko. Najpierw próbowali przekonywać mnie, że nie powinienem przyjmować sannyasy, bo jestem zbyt młodym bhaktą. Dla mnie w sumie nie było to aż tak istotne, sannyasa czy nie, cokolwiek chce Śrila Prabhupada, to jest dobre. Ważne jest być zostać czystym wielbicielem Kryszny. To liczy się naprawdę. Mahaprabhu powiedział: kiba vipra, kiba nyasi [CC Madhya 8.128]: nie ma znaczenia, czy ktoś jest braminem, sannyasinem, śudrą czy brahmacharinem, czy też grihasthą. Znaczenie ma to, czy jest się bhaktą Kryszny. Yei krsna-tattva-vetta. Potem słyszałem, że poszli prosto do Śrila Prabhupady by przekonać go by nie dawał mi sannyasy, lecz Śrila Prabhupada zrugał ich. Nie podam tu więcej szczegółów dotyczących tej sytuacji, bo nie jest właściwe by opowiadać o sobie, ale w ten właśnie sposób Śrila Prabhupada bardzo łaskawie dał mi sannyasę. Pamiętam, że byłem wtedy w kuchni i gotowałem dla Śrila Prabhupady, gdy Tamal Krishna Mahardża i Bhavananda Maharadża przyszli do kuchni. Tamal Krishna Maharadża oznajmił: "Chłopcze, udało ci się. Śrila Prabhupada daje ci jutro sannyasę. Szykuj się." Po południu razem z Caitya Guru udaliśmy się na Loy Bazaar by kupić nowe szaty oraz bambusowe kije na dandę. Jeden z moich braci duchowych (Pramana Swami z Wenezueli) pomógł mi zrobić dandę. Następnego dnia odbyła się ofiara ogniowa przed świątynią. Prabhupada był wtedy chory i wręczył nam dandy w swoim pokoju. Po raz pierwszy wtedy Śrila Prabhupada zaczął nadawać imiona zaczynające się od Bhakti. Premyogi dostał imię Bhakti Prema, Caitya Guru dostał imię Bhakti Caitanya, a ja Bhakti Caru. Potem był długi, ekstatyczny kirtan w pokoju Prabhupady. Po południowym posiłku Prabhupady siedzieliśmy razem z Bhakti Caitanyą przy Śrila Prabhupadzie. Prabhupada zaczął mówić: "Od teraz jesteście sannyasinami. Bycie sannyasinem oznacza bycie guru i inicjowanie uczniów. Ale jak długo mistrz duchowy jest obecny, tak długo nie przyjmuje się własnych uczniów. To jest taka formalność, etykieta."
I była czasami taka śmieszna sytuacja, gdy Prabhupada wołał mnie Bhakti Caru Maharadża. Moje wcześniejsze brahmacarińskie imię miałem tylko przez jakieś trzy miesiące, Khirchora Gopinatha Das. Prabhupada nazywał mnie wtedy Gopinath. Ale moja służba nie uległa zmianie. Nadal byłem cały czas przy Śrila Prabhupadzie. Gotowałem dla niego, podawałem mu lekarstwa i dbałem o jego potrzeby.

Któregoś dnia zapytałem Śrila Prabhupadę, dlaczego my nie przestrzegamy zasad sannyasy w taki sposób, jak opisują to pisma. To znaczy jest faza kuticaka, kiedy sannyasin pozostaje w pobliżu swojej rodziny, która troszczy się o jego jedzenie i inne potrzeby. Potem jest faza bahudaka, kiedy sannyasin nie polega już na swojej rodzinie i sam dba o swoje potrzeby. Potem jest faza parivrajaka, kiedy sannyasin podróżuje po miejscach pielgrzymek, a ostatecznie jest faza paramahamsa, transcendentalna platforma suddha-sattvy. Śrila Prabhupada wyjaśnił, że ten system sannyasy przeznaczony jest dla osób poszukujących wyzwolenia. A naszym celem nie jest osiągnięcie wyzwolenia. Naszym celem jest rozwinięcie oddania dla Kryszny i rozprzestrzenianie świadomości Kryszny, dlatego nie zawracamy sobie głowy tymi czterema poziomami sannyasy. Nasza sannyasa znana jest jako tridanda sannyasa. Trzy kije dandy reprezentują całkowite zadedykowanie ciała, umysłu i słów służbie szerzenia świadomości Kryszny. Nieraz uważałem się za szczęśliwca, ponieważ mogłem pytać o różne rzeczy bezpośrednio Śrila Prabhupadę i usłyszeć od niego klarowne instrukcje.

Śrila Prabhupada jadł, ale nie dużo, gdyż nie miał apetytu. Któregoś razu po obiedzie zapytał mnie, czy wiem gdzie jest Gopinatha Bazaar. Odpowiedziałem, że jest to moja pierwsza wizyta we Vrindavan, więc nie wiem, ale jeśli on coś potrzebuje, to ja to zdobędę. Śrila Prabhupada rzekł: "Więc jedź na Gopinatha Bazaar i tam znajdziesz ayurvedyjskiego doktora, nazywa się Banamali Kaviradża. Powiedz mu, że chcę żeby mnie leczył." Tego popołudnia wziąłem rikszę i udałem się na Gopinatha Bazaar. Jakiś sklepikarz wskazał mi drogę do doktora. To był taki mały sklepik. Za stołem siedział wychudzony, stary człowiek o bystrych oczach i młodym duchu, Banamali Kaviradża. Wyjaśniłem mu, że Prabhupada chce być leczony właśnie przez niego. Banamali Kaviraja powiedział, że jest za stary i że nigdzie się nie rusza. Miał 92 lata. Przychodzi tylko codziennie z domu na kilka godzin do swojego punktu medycznego. Zacząłem go prosić, błagać i w końcu upadłem mu do stóp. Po długiej perswazji, wreszcie pozwolił się zabrać do naszej Świątyni Kryszna-Balarama. Ponieważ lekarstwo musiało być za każdym razem robione na świeżo, zaproponowałem mu pokój w naszym domu gościnnym, ale on odmówił. Chciał wrócić do własnego domu. Przyszedł mi wtedy pewien pomysł do głowy, aby nauczył mnie jak przyrządzać to lekarstwo, i ten pomysł mu się spodobał.

Banamali Kaviradża i ja udaliśmy się na łąkę i tam pokazał mi dwie rośliny. "To jest Punarnava, a to jest Patharkuchi." Zebrał liście z tych roślin i pokazał mi jak wycisnąć z nich sok. Potem wyciągnął jakieś różne rodzaje soli. Jedna była biała, później dowiedziałem się, że był to azotan sodu, a drugiej nazwy nie pamiętam, ale miała kolor rdzy. Niewielkie ilości tych soli zmieszane z odpowiednią ilością soku z Punarnavy i Patharkuchi dały niezbędne lekarstwo dla Śrila Prabhupady. Codziennie więc przyrządzałem ten lek i codziennie jechałem samochodem Śrila Prabhupady po doktora by Prabhupadę zobaczył. Wydawało się, że leczenie przynosi pozytywny efekt, zdrowie Prabhupady zaczęło się poprawiać. Gdy Śrila Prabhupada poczuł się lepiej, coraz bardziej nie mógł znaleźć dla siebie miejsca i zaczął myśleć o wyjeździe na Zachód by nauczać. Zaczął nawet mówić, że żołnierz nie umiera w łóżku. Pomysł wyjazdu Prabhupady na Zachód podchwycił również Tamal Krishna Maharadża, przekonany, że to ożywi Prabhupadę. Ale kiedy o tych planach poinformowałem Banamali Kaviradżę, zdecydowanie powiedział, że nie powinniśmy na to się zgodzić. Pierwsze lekarstwo jakie zaaplikował Śrila Prabhupadzie miało go wstępnie wzmocnić przed podaniem lekarstwa właściwego, którym jest Makaradhvaja. A podanie Makaradhvajy zaplanował na zimę, gdyż do tej pory zdrowie Śrila Prabhupady poprawi się jeszcze bardziej, a zimowa pogoda wzmocni działanie leku. Powiedziałem o tym Tamal Krishna Maharadżowi, ale on wątpił, czy ktoś jest w stanie zmienić plany Prabhupady. "Śrila Prabhupada jest czystym wielbicielem Kryszny. Może zrobić co tylko zechce. To wszystko, to są jego rozrywki. Zdrowie Prabhupady nie jest zależne od żadnych lekarstw." Ja też czułem podobnie. Śrila Prabhupada już ułożył swoją trasę: Londyn, Nowy Jork, Gita-Nagari, Los Angeles i Hawaje. A poza tym chciał kontynuować tłumaczenie dziesiątego Canta Śrimad-Bhagavatam.