Bhakti Charu Swami opowiada: Każdy wiedział, że
tłumaczenie i drukowanie książek Prabhupady było bardzo, bardzo ważną
służbą. A kiedy przyjechaliśmy do Kalkuty, mojego ulubionego miejsca,
byłem z Prabhupadą praktycznie cały czas.
Któregoś wieczora, kiedy Prabhupada pozostawał w Kalkucie tylko trzy czy cztery dni, miało miejsce pewne wydarzenie. Prabhupada dawał darshan każdego wieczora i zwykle było pełno ludzi. Gdy rozpoczęło się arati, Prabhupada polecił wszystkim iść na arati. Wyszliśmy wszyscy, ja też. Ale pomyślałem sobie, że w arati mogę brać udział co wieczór, a bycie w towarzystwie Śrila Prabhupady jest rzadką okazją. Wróciłem więc do Śrila Prabhupady. Gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem, że Prabhupada liczył pieniądze (śmiech). Ludzie zwykle dawali dakshina po darshanach u Śrila Prabhupady. Prabhupada spojrzał na mnie i zapytał co się stało. Powiedziałem, że chciałem tylko z nim pobyć trochę. Prabhupada kazał mi usiąść i dalej liczył pieniądze. Był to dla mnie rodzaj szoku do mnie (śmiech), bo nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji w której Prabhupada liczy pieniądze. Ale natychmiast odgoniłem te myśli, bo cokolwiek Prabhupada robił, było to doskonałe.
Gdy Prabhupada skończył już liczenie pieniędzy, zrobił z nich plik i schował do szuflady. Wtedy zapytał: "I co? Chcesz mi coś powiedzieć?" Wtedy tylko wyrzuciłem z siebie: "Śrila Prabhupada, proszę daj mi inicjację." Gdzieś tam w głębi duszy miałem obawę, ponieważ słyszałem, że wielu bhaktów czekało na inicjację całymi latami i nie chciałem aby mi przytrafiło się to samo. Bałem się, że Prabhupada mógłby uznać, że nie nadaję się jeszcze do inicjacji. Ale Prabhupada odpowiedział natychmiast: "Tak, na pewno dam ci inicjację. Dam ci inicjację podczas festiwalu Gaura Purnima w Mayapur."
Potem Śrila Prabhupada wyjechał z Kalkuty do Buvaneshwar. Gour Govinda Maharadża dostał tam kawałek ziemi i zaprosił Śrila Prabhupadę by przyjechał położyć kamień węgielny pod budowę świątyni. Mogłem pojechać do Buvaneshwar, ponieważ dzięki łasce Bhavanandy Maharadża wszyscy uważali mnie już za należącego do "przybocznej" grupy Śrila Prabhupady. Ale drukowałem właśnie książkę o służbie oddania, "Bhakti Katha", a równolegle z nią drukowałem "Bhagavaner Katha" składającą się z artykułów Śrila Prabhupady jakie znalazłem w archiwach Gaudiya Patrika. Pomyślałem więc, że raczej zostanę i wydrukuję tę książkę by ofiarować ją Śrila Prabhupadzie kiedy powróci.
Śrila Prabhupada wrócił do Mayapur jakieś dwa tygodnie później i widok ten był zdumiewający. Było to tuż przed Gaura Purnimą i do Mayapur zjechało z całego świata bardzo wielu wielbicieli. Pod bramę świątyni podjechał czerwony ambasador, z którego wysiadł Śrila Prabhupada. Wszyscy bhaktowie tańczyli i śpiewali zgromadzeni po obu stronach drogi i jak tylko zobaczyli Prabhupadę, złożyli pokłony, a do ich oczu spontanicznie napłynęły łzy radości. Wtedy zobaczyłem jak głębokie było ich oddanie dla niego, które wypełniło ich tak wzniosłymi emocjami. Tamten kirtan był jednym z najbardziej ekstatycznych jakie pamiętam, a z pierwszego piętra Budynku Lotosu bhaktinki rzucały kwiaty. Śrila Prabhupada wszedł do świątyni, miał darshan "astha dhatu", ośmiu małych, metalowych bóstw Radha Madhavy i Chaitanyi Mahaprabhu, po czym usiadł na vyasasanie znajdującym się w drugim końcu pomieszczenia i wygłosił krótki, powitalny wykład. Powiedział, że cieszył się z powrotu do Mayapur, które traktował jak własny dom. Następnie udał się do siebie na górę. Byłem szczęśliwy, że mogłem go znów widywać.
Jednego dnia pojechałem do Kalkuty popchnąć drukowanie książek. W tamtych czasach drukowanie książek w Indiach było bardzo czasochłonne, gdyż cały skład tekstu robiony był ręcznie, litera po literze. Potem były ze 2-3 korekty tekstu i ostatecznie dochodziliśmy do wersji finalnej. Bardzo frustrował mnie ten drukarz. Liczyłem, że zaprezentuję Prabhupadzie książki zaraz po jego powrocie do Mayapur, ale niestety druk nie był gotowy. Gdy późnym wieczorem wróciłem do Mayapur, jacyś bhaktowie powiedzieli mi, że Prabhupada zauważył moją nieobecność na wieczornym darshanie i pytał o mnie. Bardzo mnie to uradowało, gdyż znaczyło to, że Prabhupada zauważał mnie i dbał o mnie. Na drugi dzień poszedłem do Śrila Prabhupady i zapytałem, czy życzy sobie bym coś zrobił. Prabhupada zapytał gdzie wczoraj byłem, więc wyjaśniłem całą sytuację. Prabhupada przyznał, że w Indiach sprawy faktycznie toczą się powoli i trzeba mocno je popychać, by zostały załatwione. Musiałem Śrila Prabhupadzie jeszcze przyznać się do czegoś. Nie potrafiłem kontrolować języka i podczas wyjazdów do Kalkuty odwiedzałem cukiernie. "Śrila Prabhupada, jest powiedziane, że ten kto nie kontroluje języka nie osiągnie Kryszny. Co więc ze mną będzie?" - zapytałem. Prabhupada odpowiedział: "Jedz Kryszna prasadam, to jedyna droga. Karibare jihva jay sva prasad anna dilo bhai. Kryszna dał nam prasadam, abyśmy mogli kontrolować język." Wtedy powiedziałm o cukierniach, a Śrila Prabhupada odparł: "To też jest Kryszna prasadam. Tak naprawdę, to wszystko jest dane przez Krysznę. Dlatego cokolwiek potrzebujemy, otrzymujemy czy bierzemy, powinniśmy brać ze zrozumieniem, że faktycznie jest to łaską Kryszny." W ten sposób mogłem zobaczyć jak szerokie było Śrila Prabhupady zrozumienie świadomości Kryszny. Rozumiałem oczywiście, że była to zachęta dla młodego bhakty jakim byłem, i że zadawalanie zmysłów nie powinno być standardem. Nie powinniśmy szukać wymówek dla zadowalania zmysłów. Raczej wszystko powinniśmy przyjmować we właściwym duchu jako należące do Kryszny i służące Jego przyjemności. A nasze potrzeby Kryszna i tak zaspokoi. My powinniśmy w miarę postępu na ścieżce duchowej odwiązywać się od zadowalania zmysłów.
Któregoś dnia Śrila Prabhupada posłał kogoś po mnie. Wręczył mi stos bengalskich listów i poprosił, bym na nie odpowiedział. Miałem je odczytywać Prabhupadzie na głos, on podawał mi główne punkty odpowiedzi i wtedy robiłem szkic listu. Odczytywałem mu ten szkic i po jego korekcie pisałem wersję listu na czysto na papierze z nagłówkiem Prabhupady, a on je podpisywał. Wiele listów przychodziło w Bengali, więc Prabhupada chciał, bym na nie odpisywał. A kiedy uporałem się ze stosem listów w Bengali, Śrila Prabhupada dał mi stos listów w Hindi. Powiedziałm mu wtedy: "Prabhupada, ja znam Hindi, ale moje odręczne pismo w Hindi nie wygląda zbyt dobrze." Prabhupada uśmiechnął się i powiedział: "Tak naprawdę to niczyje pismo w Hindi nie wygląda dobrze. Jest taki dowcip. Pewien człowiek otrzymał od przyjaciela list napisany w Hindi. W odpowiedzi na list napisał, że gdy ten przyjaciel znów zechce napisać do niego list, to niech do listu dołączy pieniądze na bilet kolejowy. Przyjaciel znów napisał, że nie rozumie dlaczego ma załączać pieniądze na bilet, skoro pisze list? Na to ten człowiek odpisał, że aby zrozumieć co do niego przyjaciel napisał, musi przyjechać do niego, gdyż tylko on sam może odczytać to co napisał." Tak więc Śrila Prabhupada zapewnił mnie, że mój charakter pisma nie jest tu najważniejszy.
Któregoś dnia Śrila Prabhupada wyznaczył mnie na Sekretarza Do Spraw Indyjskich. Wezwał Tamal Krishna Maharadża, który był jego sekretarzem w tamtym czasie i poinformował go o mojej nominacji. Jak również powiedział mu, że mam wprowadzić się do jego pokoju, który był pokojem sekretarzy Prabhupady. To dało mi następną cudowną sposobność, jaką było bycie z Tamal Krishna Maharadżą w jednym pokoju. Przez jakieś następne dziesięć miesięcy, gdziekolwiek pojechaliśmy, byliśmy zawsze w jednym pokoju. Ponieważ Tamal Krishna Maharadża był zawsze przychylnie do mnie usposobiony, kiedykolwiek później przyjeżdżał do Mayapur, zawsze zamieszkiwał w moim pokoju. I tak zaczęło się moje służenie Śrila Prabhupadzie.
Któregoś wieczora, kiedy Prabhupada pozostawał w Kalkucie tylko trzy czy cztery dni, miało miejsce pewne wydarzenie. Prabhupada dawał darshan każdego wieczora i zwykle było pełno ludzi. Gdy rozpoczęło się arati, Prabhupada polecił wszystkim iść na arati. Wyszliśmy wszyscy, ja też. Ale pomyślałem sobie, że w arati mogę brać udział co wieczór, a bycie w towarzystwie Śrila Prabhupady jest rzadką okazją. Wróciłem więc do Śrila Prabhupady. Gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem, że Prabhupada liczył pieniądze (śmiech). Ludzie zwykle dawali dakshina po darshanach u Śrila Prabhupady. Prabhupada spojrzał na mnie i zapytał co się stało. Powiedziałem, że chciałem tylko z nim pobyć trochę. Prabhupada kazał mi usiąść i dalej liczył pieniądze. Był to dla mnie rodzaj szoku do mnie (śmiech), bo nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji w której Prabhupada liczy pieniądze. Ale natychmiast odgoniłem te myśli, bo cokolwiek Prabhupada robił, było to doskonałe.
Gdy Prabhupada skończył już liczenie pieniędzy, zrobił z nich plik i schował do szuflady. Wtedy zapytał: "I co? Chcesz mi coś powiedzieć?" Wtedy tylko wyrzuciłem z siebie: "Śrila Prabhupada, proszę daj mi inicjację." Gdzieś tam w głębi duszy miałem obawę, ponieważ słyszałem, że wielu bhaktów czekało na inicjację całymi latami i nie chciałem aby mi przytrafiło się to samo. Bałem się, że Prabhupada mógłby uznać, że nie nadaję się jeszcze do inicjacji. Ale Prabhupada odpowiedział natychmiast: "Tak, na pewno dam ci inicjację. Dam ci inicjację podczas festiwalu Gaura Purnima w Mayapur."
Potem Śrila Prabhupada wyjechał z Kalkuty do Buvaneshwar. Gour Govinda Maharadża dostał tam kawałek ziemi i zaprosił Śrila Prabhupadę by przyjechał położyć kamień węgielny pod budowę świątyni. Mogłem pojechać do Buvaneshwar, ponieważ dzięki łasce Bhavanandy Maharadża wszyscy uważali mnie już za należącego do "przybocznej" grupy Śrila Prabhupady. Ale drukowałem właśnie książkę o służbie oddania, "Bhakti Katha", a równolegle z nią drukowałem "Bhagavaner Katha" składającą się z artykułów Śrila Prabhupady jakie znalazłem w archiwach Gaudiya Patrika. Pomyślałem więc, że raczej zostanę i wydrukuję tę książkę by ofiarować ją Śrila Prabhupadzie kiedy powróci.
Śrila Prabhupada wrócił do Mayapur jakieś dwa tygodnie później i widok ten był zdumiewający. Było to tuż przed Gaura Purnimą i do Mayapur zjechało z całego świata bardzo wielu wielbicieli. Pod bramę świątyni podjechał czerwony ambasador, z którego wysiadł Śrila Prabhupada. Wszyscy bhaktowie tańczyli i śpiewali zgromadzeni po obu stronach drogi i jak tylko zobaczyli Prabhupadę, złożyli pokłony, a do ich oczu spontanicznie napłynęły łzy radości. Wtedy zobaczyłem jak głębokie było ich oddanie dla niego, które wypełniło ich tak wzniosłymi emocjami. Tamten kirtan był jednym z najbardziej ekstatycznych jakie pamiętam, a z pierwszego piętra Budynku Lotosu bhaktinki rzucały kwiaty. Śrila Prabhupada wszedł do świątyni, miał darshan "astha dhatu", ośmiu małych, metalowych bóstw Radha Madhavy i Chaitanyi Mahaprabhu, po czym usiadł na vyasasanie znajdującym się w drugim końcu pomieszczenia i wygłosił krótki, powitalny wykład. Powiedział, że cieszył się z powrotu do Mayapur, które traktował jak własny dom. Następnie udał się do siebie na górę. Byłem szczęśliwy, że mogłem go znów widywać.
Jednego dnia pojechałem do Kalkuty popchnąć drukowanie książek. W tamtych czasach drukowanie książek w Indiach było bardzo czasochłonne, gdyż cały skład tekstu robiony był ręcznie, litera po literze. Potem były ze 2-3 korekty tekstu i ostatecznie dochodziliśmy do wersji finalnej. Bardzo frustrował mnie ten drukarz. Liczyłem, że zaprezentuję Prabhupadzie książki zaraz po jego powrocie do Mayapur, ale niestety druk nie był gotowy. Gdy późnym wieczorem wróciłem do Mayapur, jacyś bhaktowie powiedzieli mi, że Prabhupada zauważył moją nieobecność na wieczornym darshanie i pytał o mnie. Bardzo mnie to uradowało, gdyż znaczyło to, że Prabhupada zauważał mnie i dbał o mnie. Na drugi dzień poszedłem do Śrila Prabhupady i zapytałem, czy życzy sobie bym coś zrobił. Prabhupada zapytał gdzie wczoraj byłem, więc wyjaśniłem całą sytuację. Prabhupada przyznał, że w Indiach sprawy faktycznie toczą się powoli i trzeba mocno je popychać, by zostały załatwione. Musiałem Śrila Prabhupadzie jeszcze przyznać się do czegoś. Nie potrafiłem kontrolować języka i podczas wyjazdów do Kalkuty odwiedzałem cukiernie. "Śrila Prabhupada, jest powiedziane, że ten kto nie kontroluje języka nie osiągnie Kryszny. Co więc ze mną będzie?" - zapytałem. Prabhupada odpowiedział: "Jedz Kryszna prasadam, to jedyna droga. Karibare jihva jay sva prasad anna dilo bhai. Kryszna dał nam prasadam, abyśmy mogli kontrolować język." Wtedy powiedziałm o cukierniach, a Śrila Prabhupada odparł: "To też jest Kryszna prasadam. Tak naprawdę, to wszystko jest dane przez Krysznę. Dlatego cokolwiek potrzebujemy, otrzymujemy czy bierzemy, powinniśmy brać ze zrozumieniem, że faktycznie jest to łaską Kryszny." W ten sposób mogłem zobaczyć jak szerokie było Śrila Prabhupady zrozumienie świadomości Kryszny. Rozumiałem oczywiście, że była to zachęta dla młodego bhakty jakim byłem, i że zadawalanie zmysłów nie powinno być standardem. Nie powinniśmy szukać wymówek dla zadowalania zmysłów. Raczej wszystko powinniśmy przyjmować we właściwym duchu jako należące do Kryszny i służące Jego przyjemności. A nasze potrzeby Kryszna i tak zaspokoi. My powinniśmy w miarę postępu na ścieżce duchowej odwiązywać się od zadowalania zmysłów.
Któregoś dnia Śrila Prabhupada posłał kogoś po mnie. Wręczył mi stos bengalskich listów i poprosił, bym na nie odpowiedział. Miałem je odczytywać Prabhupadzie na głos, on podawał mi główne punkty odpowiedzi i wtedy robiłem szkic listu. Odczytywałem mu ten szkic i po jego korekcie pisałem wersję listu na czysto na papierze z nagłówkiem Prabhupady, a on je podpisywał. Wiele listów przychodziło w Bengali, więc Prabhupada chciał, bym na nie odpisywał. A kiedy uporałem się ze stosem listów w Bengali, Śrila Prabhupada dał mi stos listów w Hindi. Powiedziałm mu wtedy: "Prabhupada, ja znam Hindi, ale moje odręczne pismo w Hindi nie wygląda zbyt dobrze." Prabhupada uśmiechnął się i powiedział: "Tak naprawdę to niczyje pismo w Hindi nie wygląda dobrze. Jest taki dowcip. Pewien człowiek otrzymał od przyjaciela list napisany w Hindi. W odpowiedzi na list napisał, że gdy ten przyjaciel znów zechce napisać do niego list, to niech do listu dołączy pieniądze na bilet kolejowy. Przyjaciel znów napisał, że nie rozumie dlaczego ma załączać pieniądze na bilet, skoro pisze list? Na to ten człowiek odpisał, że aby zrozumieć co do niego przyjaciel napisał, musi przyjechać do niego, gdyż tylko on sam może odczytać to co napisał." Tak więc Śrila Prabhupada zapewnił mnie, że mój charakter pisma nie jest tu najważniejszy.
Któregoś dnia Śrila Prabhupada wyznaczył mnie na Sekretarza Do Spraw Indyjskich. Wezwał Tamal Krishna Maharadża, który był jego sekretarzem w tamtym czasie i poinformował go o mojej nominacji. Jak również powiedział mu, że mam wprowadzić się do jego pokoju, który był pokojem sekretarzy Prabhupady. To dało mi następną cudowną sposobność, jaką było bycie z Tamal Krishna Maharadżą w jednym pokoju. Przez jakieś następne dziesięć miesięcy, gdziekolwiek pojechaliśmy, byliśmy zawsze w jednym pokoju. Ponieważ Tamal Krishna Maharadża był zawsze przychylnie do mnie usposobiony, kiedykolwiek później przyjeżdżał do Mayapur, zawsze zamieszkiwał w moim pokoju. I tak zaczęło się moje służenie Śrila Prabhupadzie.